wtorek, 18 lutego 2020

BRZDĘK! NIE DRAŻNIJ SMOKA

http://pionkizkieszonki.blogspot.com/2020/02/brzdek-nie-draznij-smoka.html#more

Nie pierwszy raz, gra, która przy pierwszym podejściu nas rozczarowała, ostatecznie okazała się dziwnie, niezrozumiale wręcz wciągająca, choć dopiero po czasie. Ale od początku…



Jak wskazują oznaczenia na pudełku „Brzdęk” wybrany został grą roku 2019. Byłam więc ciekawa czy słusznie, niejedna już bowiem gra ciesząca się powszechną astymą, rozczarowała mnie. Niewątpliwie tytuł ten jest od ładnych paru miesięcy na ustach recenzentów i graczy, więc od dawna był na naszym celowniku gier do wypróbowania. Zaznaczam, że głównie Daniela celowniku, gdyż mnie osobiście od tej gry odstraszał… tytuł. Brzdęk, będący jednostką hałasu rozdrażniającą smoka, uśpionego w lochach zamku, jako tytuł gry planszowej brzmi dla mnie tak jakoś mało poważnie. Krótko mówiąc tytuł „Brzdęk” nie brzmi jak coś, co może być dojrzałą grą, lecz jak pozycja dla młodszych graczy. Przeczytawszy jednak mnóstwo zachwytów nad tą grą, poddaliśmy się i uznaliśmy, że tytuł należy sprawdzić, choćby po to, aby przekonać się o co tyle hałasu, pardon, brzdęku. Zaznaczam, iż testowaliśmy grę wyłącznie w dwie osoby i z tej perspektywy stworzyliśmy naszą recenzję.


W pudełku znajdują się:
- dwustronna plansza
- karty rezerwy
- 40 kart talii startowych graczy
-  talia lochów
- 7 żetonów artefaktów
- 11 żetonów wielkich sekretów
-  18 żetonów pomniejszych sekretów
- 2 żetony klucza
-  2 żetony plecaka
-  3 żetony korony
- 3 żetony małpiego bożka
-  4 żetony odznaki złodziejskiego mistrzostwa
-  żetony złota o różnych nominałach
-  120 drewnianych kostek graczy w czterech kolorach
-  pionek smoka
-  24 drewniane, czarne kostki smoka
-  4 pionki graczy
- smocza sakwa
-  instrukcja

Zasady gry: [D] Mamy zamek, lochy ze skarbami oraz smoka. Zamek stojący na podziemiach jest od nich oddzielony poziomym pasem zieleni. Jest to ważny element o którym wspomnę. Jesteśmy złodziejami chcącymi zdobyć artefakty i unikających konfrontacji ze smoczym elementem. Jak to złodzieje w niebezpiecznym środowisku, staramy się zachować ciszę w swych działaniach, a każde potknięcie i szereg innych hałaśliwych czynności generuje drewniane kostki tytułowego Brzdęku. Który z graczy brzdęknie, wykładając kartę brzdęku ze swej talii - dokłada na planszę kostkę w swoim kolorze. W momencie wystąpienia ataku smoka wszystkie kostki graczy zbierane są do sakwy i losowane jest kilka w zależności od stopnia rozdrażnienia poczwary. Im więcej nakradniemy, tym bardziej skacze jej ciśnienie. W owym worku jest też ustalona liczba czarnych, neutralnych smoczych kostek, także nie zawsze grozi nam wylosowanie akurat kostki gracza. Jeśli już to jednak nastąpi, to każdą naszą "zdobycz" kładziemy na pasku własnego zdrowia. Po zapełnieniu go tracimy przytomność. Jeśli zdarzy się to pod wspomnianym pasem zieleni – automatycznie giniemy i przegrywamy. Cały ambaras polega na tym, iż po zagłębieniu się w podziemia nie możemy wydostać się z nich bez zebranego artefaktu.  Natomiast jeżeli utracimy zmysły nad trawą, to jesteśmy uratowani przez straże i możemy brać udział w liczeniu zdobytych punktów na końcu gry. Gdy dodatkowo uda nam się dotrzeć do punktu startu na wieży zamku - zdobędziemy 20 punktów jako nagrodę. Poruszamy zatem swoimi pionkami po planszy, starając się wyłowić albo mniej punktujący artefakt, umiejscowiony za to w jej płytszych zakamarkach albo ten cenniejszy - w głębokich oraz powrócić w całości z wyprawy do punktu wyjścia. Aby wypełnić te założenia każdy gracz dysponuje identyczną początkową talią, którą będzie rozbudowywał w trakcie gry i z której co turę będzie wykładał po pięć kart, rozpatrując ich wynik. Najbardziej interesują nas trzy rodzaje znaczników występujących losowo w różnej kombinacji na wyłożonych kartach. Liczba butów na żółtym tle określa ile mamy ruchów postacią pomiędzy pomieszczeniami. Miecze na czerwonym tle (nazwanych przez nas pieszczotliwie „kłujkami”) to ilość ciosów do rozdysponowania w naszej turze, a liczba na tle niebieskim to nasza waluta (nie mylić ze złotem) służąca do wzbogacenia osobistej talii nowymi kartami. Wszystkie elementy rozpatrujemy w dowolnej kombinacji tak, aby zawsze wycisnąć jak najwięcej z tego co wyłożyliśmy. Zakup karty o wartości nieprzekraczającej naszej niebieskiej kombinacji liczbowej to po prostu dołożenie jej na nasz prywatny stos odrzucony (gdzie także po wykorzystaniu lądują nasze karty z ręki). Zakupić możemy je z grupy kart żółtych, które są stale dostępne dla wszystkich graczy. Są to trzy różne stosy jednakowych kart, gdzie jeden wzbogaci naszą talię w buty, drugi w kłujki, a trzeci w punkty na koniec gry. Te ostatnie mogą więc zapychać naszą rękę, gdyż oprócz swej wartości nie dodają żadnej akcji. Dodam tylko, że w palecie barw te ostatnie (punkty), występują jako kolor zielony i są sumowane na końcu rozgrywki z różnych kartach i zebranych żetonów z planszy.
Kolejnym elementem wzbogacającym rozgrywkę jest spory stos kart przygód, z którego zawsze wyłożone jest sześć kart. W zależności od widocznego układu część tych kart będziemy mogli zakupić za niebieską walutę, wzbogacając nasz wachlarz działań, inne fioletowe po zakupie dadzą nam natychmiastową, jednorazową akcję, po czym odrzucamy taką kartę z gry, z jeszcze innymi możemy natomiast walczyć. Takie zamiast niebieskiej ceny okraszone są ikonami czerwonych mieczy. Aby zwalczyć kartę trzeba poświęcić adekwatną ilość mieczy z naszych wyłożonych kart do tych przedstawionych na karcianym potworze. Po pokonaniu zawsze otrzymamy bonus, a to możliwość dobrania kilku kart z naszej talii, a to większą sumkę potrzebnego nam do zakupów oraz punktującego na końcu gry złota.


Po wszelkich zakupach i walce rząd kart przygód po każdej turze jest uzupełniany. Jeżeli pojawi się karta z symbolem ataku smoka wykonujemy czynność zebrania kostek i losowania ich z sakwy.
W grze oprócz kolorów dóbr do wykorzystania z kart występują także akcje opisane na nich. Są to przeważnie bonusy rozszerzające nasze spektrum działań, dla równowagi okraszone nie raz jakąś drobną „konsekwencją jej użycia”. Niektóre karty pojawiając się dodają różne efekty działające do momentu zwalczenia lub zakupu takowej, a to zagrożenie losowaniem kostki więcej podczas ataku smoka, a to fakt, iż wszyscy gracze muszą dodać kostkę brzdęku itd. Dodatkowo występują zależności pomiędzy naszymi wyłożonymi kartami na zasadzie „ jeśli posiadasz wyłożoną lub w stosie kart odrzuconych kartę X wykonaj akcję Y”. Samo poruszanie się nie jest aż tak banalną kwestią. Drogi pomiędzy lokacjami mogą być jednokierunkowe, okraszone występowaniem potworów, które możemy albo zwalczyć mieczami albo przyjąć dodatkowe obrażenia, mogą być całkowicie dla nas zamknięte do momentu wykupienia uniwersalnego klucza, lub wymagają wydania dwóch butów za możliwość przemieszczenia się po niej. Dlatego warto wcześniej przypatrzeć się układowi pól i obrać optymalną trasę naszej wycieczki. A właściwie trasie wyścigu w którym bierzemy udział. Nie raz konkurencja sprzątnie nam upatrzony artefakt spod nosa. Aby pomóc sobie w podróży będziemy zbierać umiejscowione w wielu pomieszczeniach mniejsze lub większe zakryte żetony „sekretów” obdarzających nas losowymi dobrami. W niektórych miejscach natrafimy na sklep, w którym można każdorazowo za 7 monet kupić dodatkowe wyposażenie bohatera, przykładowo plecak pozwalający nam na dołożenie do naszej kolekcji kolejnego artefaktu lub klucz otwierający nam wszystkie połączenia pomiędzy komnatami okraszone kłódką. Same monety będziemy zdobywać głównie z pokonywania przeciwników lub czasami pojawią się pod zakrytym żetonem, których jest sporo gotowych do odkrycia w każdej komnacie przez którą będziemy przechodzić.


Wrażenia wizualne:

[N] Porządna plansza i porządne karty-mocne, grube, choć mało odporne na zarysowania, będą wymagały zakoszulkowania. Grafika planszy przypomina, mi osobiście, swoją stylistyką proste gry komputerowe w które nieczęsto, choć czasem jednak, grałam w dzieciństwie. Nie urzeka mnie szczególnie, ale budzi jednak pewien sentyment. Osobiście jednak wolałabym nieco bardziej mroczną, czyli dla mnie bardziej klimatyczną oprawę.
[D] Początkowo byłem zniechęcony grafiką planszy stworzonej jakby na modłę dość poczciwej technologii „flash”, aczkolwiek nie można jej zarzucić braku czytelności. Kontrast i dość duże elementy planszy ostatecznie mnie przekonały, lub też przyzwyczaiłem się do takiej oprawy.


Rozgrywka i ocena:
[N] Brzdęk bazuje na technice deck-buildingu, której jak mi się zdaje, fanką nie jestem. Wnioskuję tak stąd, że w kultowe „Dominion” nie byłam w stanie grać na dłuższą metę, ponieważ jej mechanika
w całości opiera się na wspomnianej mechanice, a towarzysząca temu losowość totalnie mnie frustrowała i nie dawała wystarczającej radości z rozgrywki.
Deck building może się podobać lub nie w zależności od danej gry i indywidualnego, nader subiektywnego odbioru gracza. Zasiedliśmy więc do pierwszej rozgrywki, a czas przygotowywania się do niej, nie był bardzo długi, choć odrobinę żmudny podczas wykładania masy zakrytych żetonów. Instrukcja okazała się przystępna i nieprzesadnie długa, przynajmniej dla osoby, która otarła się już o kilka gier. Niemniej, każdy powinien sobie z instrukcją poradzić, nawet jeśli jest to czyjaś pierwsza gra planszowa w życiu. To istotna uwaga, gdyż Brzdęk zdecydowanie celuje w nas jako gra rodzinna.
Pierwsze doświadczenia z Brzdękiem nie należały do szczególnie ekscytujących. Ja grałam z dość neutralnymi odczuciami, Daniel z rosnącą za każdym rozdaniem swoich kart frustracją. Los mu nie sprzyjał. Po pierwszej partyjce Daniel orzekł niemal bezdyskusyjnie, że nie zagości na długo w naszej kolekcji , gra jest słaba, rozczarowująca i płytka w swej istocie. Ja natomiast zawsze uważam, że każdej grze należy dać drugą szansę. Niewątpliwie, „Brzdęk” z początku był dla nas swoistym szokiem kulturowym, prawie nie gramy w gry stricte przygodowe, a za taką właśnie „Brzdęk” uważam.


Zarzuty Daniela polegały przede wszystkim na wysokim stopniu losowości i znikomej dozie interakcji ze współgraczem. Trudno się nie zgodzić z tymi ocenami. Niemniej, tak łatwo się nie poddaliśmy. Zasiedliśmy znowu do rozgrywki następnego dnia. Było lepiej, ale losowość znowu nieco rozdrażniła Daniela. Nie na tyle, żeby znowu nie rozegrać partyjki. I jakoś tak się stało, w niewiadomo którym momencie, że gra nas wciągnęła. Wciągnęła tak bardzo, że z małymi przerwami na różne inne tytuły planszówkowe, w czasie dwóch tygodni najczęściej wracaliśmy do Brzdęka, co przy ilości posiadanych przez nas gier, jest nie lada wyczynem.


 [D] Cała seria Brzdęk jest tak naprawdę wielkim złożonym mechanizmem „losowości”. Dlatego mam z nią niesamowity problem. Mimo, iż pręży się wyglądem na pełnoprawną grę przygodową, jest tutaj  nieraz miejsce na sporą dozę karcianych kombinacji. Przy odpowiednim zbudowaniu talii w jednym rozłożeniu można wyłożyć nawet kilkanaście kart. Aczkolwiek na końcu godzinnych przepychanek znakomita większość partii kończy się sporą różnicą punktów pomiędzy graczami. W ten sposób ani nie mam satysfakcji z wygranej o przysłowiowy włos, ani budującej konkluzji strategicznej po sromotnej porażce mimo faktu, że każdy grał naprawdę bardzo efektywnie, równoważąc ilość butów i mieczy w swej talii, jednak nie wszystkim dopisze szczęście i gracz, który akurat był w odpowiednim miejscu we właściwym momencie wyłożył odpowiednią kombinację kart, może znokautować przeciwnika. A więc: Brzdęk nie jest grą imprezową. Nie mogę też traktować jej zbyt poważnie mimo, że wymaga ode mnie większego skupienia i poświęcenia większej ilości czasu, nagradzając mnie przypadkiem lub nie. Gra jest na równi sympatyczna i magnetyzująca, co frustrująca.


Tutaj w wyniku szeregu mechanizmów losowych gracze mogą nie odczuwać zdrowej rywalizacji. Zależności występujące na planszy rozmijają się z opcjami dostępnymi w mechanice deck building, gdzie nawet w coraz mocniejszej talii pewne karty mogą dojść z późno względem sytuacji na planszy, więc często będziemy wybierać mniejsze zło (przykładowo karty odejmujące brzdęk tuż po ataku smoka, szczęśliwe zagarnięcie strategicznej karty z linii lochu ponieważ ktoś akurat wylosował więcej sprawności, niż przeciwnik, czy też dojście kart z mieczami po awaryjnym przejściu przez tunel z potworami. Interakcja też pozostawia dla mnie sporo do życzenia. W praktyce aby zwiększyć odrobinę zainteresowanie współgracza w każdej turze wykładaliśmy wszystkie 5 kart jednocześnie, wspólnie lekko podpowiadając sobie co można wycisnąć optymalnie z wyłożonej „wróżby”.


Brzdęk kusi nas jednak nutką hazardu i to jest główna siła gry.
Stąd końcowa ocena z którą zanim ostatecznie się przekonałem, musiało upłynąć sporo wody w rzece.
Mimo, iż uważam podstawową odsłonę Brzdęka za pełną grę, dodatkowo z dwustronną planszą, Brzdęk doczekał się wielu dodatków. My nie otarliśmy się o wszystkie, choć większość zdołała wylądować na naszym stole. W praktyce duże dodatki dają nam zawsze kolejną dwustronną planszę rozszerzając nasze pole wyboru miejsca akcji. Ponadto plansze posiadają drobne modyfikacje zasad, wzbogaca to w praktyce wrażenia z rozgrywki, a w rozszerzeniu „Mokra robota” otrzymamy ponad 30 kart przygód.
Więcej szczegółów dotyczących dodatków znajdziecie w kolejnym wpisie. Plusik należy się wyprasce, która bez problemu pomieściła wszystkie dostępne karty Brzdęka w grubszych koszulkach.


[N] Mam pewien problem z oceną tej gry. Zasadniczo uważam ją za nic ponad to, że dobrą. Ani nie jest rewolucyjna, ani finezyjna, ani przesadnie piękna w graficznej oprawie, a jednak jakoś tak przyciąga jak magnes. Urok tkwi chyba w prostocie i nieprzekombinowaniu. Wzbudza emocje poprzez różnorodność i wielość kart, które zapewniają swoistą regrywalność, a także ekscytującą nieprzewidywalność, co do tego jak ułoży się partia. Uczucie wyścigu zapewnia, że nie pozostajemy znużeni rozgrywką.


Czas jednej partii jest odpowiedni, ani za krótki ani za długi. Te drobne elementy powodują, że całość składa się na naprawdę wciągający tytuł.
Na sam koniec, wspomnę tylko o tekstach na kartach. Tłumaczenia z języka angielskiego są fajne, humorystyczne, rzekłabym: trafnie zlokalizowane, po prostu jest to taki drobny element, który dodatkowo nieco podbija ogólne wrażenie całości.

Ocena pionkowa: 4/6 

http://pionkizkieszonki.blogspot.com/p/pionkowy-system-ocen.html
Wkrótce pojawi się nasza recenzja „Brzdęku w kosmosie”, gdzie udzielimy nieoczywistej odpowiedzi na pytanie: którą odsłona okazuje się tą lepszą.

Informacje o grze:

Wydawnictwo: Lucrum Games
Liczba graczy: 2-4
Czas gry: 30-60 minut
Wiek: 12+
Mechaniki w grze:Card Drafting/Deck, Bag and Pool Building / Drafting /Pick-up and Deliver/
Player Elimination/ Point to Point Movement/ Push Your Luck.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz